piątek, 14 kwietnia 2017

13. Bo czasami trzeba przegrać, by móc się odrodzić ...

"Nie dam się tobie, nie upadnę
Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę
Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie
Nie pozwolę ci się tak"

24 września 2013 r., Gdańsk


           Od ostatniego wygranego meczu ze Słowacją minęły dwa dni. Panowie wstali w wyśmienitych humorach, lecz w głowie każdego z nich na pewno była myśl – Bułgaria, trudny przeciwnik. Nasza forma nie była najlepsza. Wszyscy to wiedzieliśmy. Wszyscy wiemy, jaką przeprawę mieliśmy z Francją. Wczoraj odbyliśmy poważną rozmowę. Trener cały czas powtarzał, że potrzeba wielkiego skupienia. Ja, chcąc odstresować chłopaków, puściłam bezsensowną komedię. Wszyscy się śmiali. Oprócz Andrei. On był zły. Był przeciwny takiej formie zajęć. Z jednej strony rozumiem, ale nie chciałam dodawać im presji. Chciałam spuścić z nich powietrze. Jak z opony, którą się przebija. I chyba mi się to udało. Wyszli ode mnie z uśmiechem na twarzach.
            A dzisiaj wielki dzień. Gramy z Bułgarią. U siebie. W Gdańsku. Ja wierzę w chłopaków jak połowa narodu. Druga po prostu nie lubi siatkówki. Panowie będą walczyć jak zawsze. Do ostatniej kropli krwi. Aż zostawią serce na boisku. Do końca. Bo tak już mają. A kibice będą ich nieść po sam finał, po zwycięstwo.
            A ja i Andrzej? Jesteśmy szczęśliwi. Kiedy trener ogłosił tydzień wolnego, w końcu mogliśmy się sobą nacieszyć. Na zgrupowaniach jesteśmy w pracy. Nie zawsze zgadzamy się ze sobą. Czasami Andrzej lubi wpaść do mojego pokoju. Wtedy mi się to nie podoba. Andrea wyraźnie zaznaczył, że mamy zająć się pracą. Ja się z nim zgodziłam. Tylko jak widać w niektórych buzują hormony.



godz. 20.00


            Zaraz rozpoczniemy mecz o wszystko. Panowie wychodzą na boisko. Po drugiej stronie Bułgaria. Wszyscy stoją w rządku. Najpierw puszczany zostaje hymn Bułgarii. Następnie Marek prosi kibiców, by zaśpiewali hymn a capella. Cała hala trzęsie się z decybeli, które są wewnątrz. Chwilę później odczytywane są wyjściowe szóstki. Po bułgarskiej stronie stają: na przyjęciu Skrimow i Aleksiew, na rozegraniu Bratoew, na ataku Sokołow, na środku Josifow i Nikołow, a na libero Sałparow. U nas Andrea wystawił na przyjęcie Winiarskiego i Kurka, na rozegranie Żygadłę, na ataku Boćka, na środku Nowakowskiego i Możdżonka, a na libero Zatorskiego. Ja siedziałam razem z resztą sztabu za bandami.
            Zaczęliśmy pierwszy set. Na początku graliśmy fenomenalnie. Przy stanie 7:4 dla nas stawiamy potężny blok. Schodzimy na przerwę z czteropunktową przewagą. Kibice szaleją od samego początku. Jak zwykle są niezawodni. Po przerwie Bułgaria się odradza. To my kontrolujemy ten set, jednak nie długo. Andrea prosi o czas. Na tablicy widnieje wynik 14:13. Doskonale widziałam rażące błędy, których dopuszczali się nasi zawodnicy. Zaniepokojona patrzyłam na statystyki Oskara. Musimy odrodzić się jak feniks z popiołów. Walka była zacięta. Bułgarzy wyrównali wynik na 17:17, ale my się nie poddaliśmy. Na koniec seta mamy dwupunktową przewagę i do tego świetne akcje zakończone przez Winiara dają nam prowadzenie w meczu.
            Początkowo drugi set szedł punkt za punkt. Na pierwszej przerwie Bułgarzy prowadzili jednym punktem. Jednak my mieliśmy dobrą zagrywkę i fenomenalnego Michała Winiarskiego. Dzięki temu my wyszliśmy na prowadzenie 12:11. Nie znaleźliśmy sposobu na zatrzymanie Aleksiewa. I to oni wyszli znowu na prowadzenie. Podnieśliśmy się i doszliśmy do remisu po 19. Ich trener poprosił o czas, jednak nie dało im to dużo. Na zagrywce nie popisywał się Penczew. Błyskawiczna krótka od nas, aut po bloku rywali i atak Bartka doprowadziły naszą ekipę do zwycięstwa w drugim secie. Patrząc na statystyki wyglądało wszystko dobrze. Znakomita zagrywka naszych, rywale mieli przyjęcie poniżej 30 procent. Michał grał jak nakręcony.
            Trzeci set zaczęliśmy dobrze. Objęliśmy prowadzenie na samym początku. Jednak Bułgarzy szybko nas dogonili i to oni schodzili na przerwę przy stanie 8:4. Przeciwnicy podnieśli skuteczność swojej obrony. Nagle przyjęcie stało się ich mocną stroną. Atak także wyśmienity. Andrea zdecydował się na zmiany. Za Łukasza wszedł Fabian. Tablica pokazywała wynik 14:8 dla Bułgarii. Zmiana też nic nie dała. Panowie bili się o każdą piłkę, ale nie odrobili strat. Bułgarzy wygrali 25:20. Kibice na trybunach krzyczeli, że to nic, że wygramy. Nasi nie zamierzali się poddawać. Został nam jeden set. Jeden, cholerny set do wygrania tego meczu. Zdobycie 25 punktów nie może być tak złe. Andrea był zły. Widział statystki. Wymieniłam z Oskarem spojrzenia. Oboje wiedzieliśmy, że jest źle.
            Wzięłam głęboki oddech i ze spokojem przystąpiłam do oglądania czwartej partii. Na długo to on we mnie nie pozostał. Bułgarzy objęli prowadzenie nad setem od samego początku. Fenomenalny Sokołow kończył każdy atak. Goniliśmy ich, lecz oni odskakiwali od nas na 3-4 punkty. Walka o każdą piłkę przyniosła efekty. Doprowadziliśmy do remisu. 23:23. Dwie udane akcje i jesteśmy w półfinale. Bartek kończy atak. Kibice krzyczą „O-sta-tni!”. Na nic doping. Sokołow ma dwa skuteczne serwisy i Bułgarzy wygrywają 26:24. W całym meczy remis. Zaraz zacznie się tie break.
            W ostatniej partii kibice jeszcze głośniej nas dopingowali. Teraz wszystko zaczynamy od nowa. Kto wygra, ten idzie dalej. Ten dalej jest w grze o czempiona Europy. W tym secie nie ma tyle czasu. Trzeba go kontrolować od samego początku. Andrea wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć. Za bandami słyszałam tylko urywki niektórych słów. Gdyby nie kibice słyszałabym wszystko.
            Andrzej przebiega przy bandach i się uśmiecha do mnie. Ja nie mam nastroju na zaloty, bo jeśli nasza ekipa przegra to będę miała ciężki orzech do zgryzienia. Przede wszystkim trudna rozmowa z Andreą. Przecież nie podobał mu się pomysł z bezsensowną komedią. Zawodnicy będą się obwiniać o klęskę. Ale zamartwiać się będę po meczu, bo jak wygramy to będę musiała studzić ich entuzjazm. Zostaną nam kolejne mecze do finału, kolejne mocne drużyny.
            Piątego seta rozpoczynamy źle. Od początku prowadzenie przejęli Bułgarzy. Andrea bierze czas, ale za dużo ta przerwa nie dała. Bartek obił ich blok. Przeciwnicy zdobywają kolejny punkt, jednak Sokołow za chwilę zepsuł zagrywkę. Potem my stawiamy skuteczny blok. Nareszcie! Już dawno takiego bloku nie widziałam. Przejmujemy prowadzenie na 6:5. Znowu czas, tym razem dla bułgarskiego trenera. Przy zmianie stron prowadzimy dwoma punktami i zdobywamy kolejny. Jednak Bułgarzy odbijają piłeczkę i zdobywają cztery punkty z rzędu. Odrodzony Sokołow wymuszał na naszych zawodnikach błędy. Bronimy piłki meczowe. Kibice na trybunach stoją. Kiedy piłka po bułgarskiej stronie, są gwizdy i buczenie. Sokołow znowu pomylił się dwa razy na zagrywce. Jednak wymuszone błędy wygrały. Bułgarzy wygrywają ostatnią partię na przewagę. To nasz koniec. 16:18.
            Bułgarzy cieszą się, bo to oni dalej są w grze. A my? Wszyscy stoją załamani. Ledwo stoją. Bartek po ostatnim zepsutym ataku leży na parkiecie. Twarz skrył w podłodze. Nie mogłam na to patrzeć. Wiem, że nie wolno mi przed ostatecznym zakończeniem meczu wejść na boisko, ale nie mogłam się powstrzymać. Przeskoczyłam przez bandy i dobiegłam do Bartka jak błyskawica. Położyłam się obok niego. Dopiero wtedy usłyszałam jego szloch.
            - Bartek? Chodź, musisz zakończyć ten mecz. – w końcu przed nami oficjalne pożegnanie zawodników.
            Jednak Bartek nic nie mówił. Nic nie mogło mu przejść przez gardło. W geście solidarności położyłam się obok niego. Leżałam tam, aby czuł, że nie jest sam. Czułam, że ktoś do nas podszedł. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam trenera.
            - Wstańcie. Trzeba jak najszybciej wrócić do hotelu. Jeszcze konferencja przed nami.
            Po tych słowach Bartek wstał i razem z kolegami ruszył na pożegnanie swoich rywali. Kiedy szliśmy do szatni, fanki chciały od Bartka autografy. Wiedziałam, że nie ma sił na zdjęcia i podpisywanie kartek, dlatego powiedziałam im, że dzisiaj nic z tego nie będzie. Bartek rzucił im swoją koszulkę. Był bardzo przybity. W przejściu zaczepił nas dziennikarz. Już chciałam mówić, że zawodnik nie będzie niczego  komentował, kiedy on sam się zgodził. Tylko na jeden krótki wywiad. Na wszelki wypadek wolałam przy nich zostać, ale nie chciałam słuchać tego. Wystarczyło mi, że napatrzyłam się na ten mecz i nic nie mogłam zrobić. Po chwili zobaczyłam jak idzie w stronę szatni. Nasze spojrzenia się spotkały.
            - Wziąłem winę na siebie, bo taka jest prawda. Gdybym trafił w tym ataku, dalej bylibyśmy w grze. Gdyby nie ten pieprzony błąd …
            Nie skomentowałam tego, tak samo jak nie pytałam o nic. Wyczuł to pytanie w powietrzu. Ono wisiało nad nami. Kiedyś by spadło. Prędzej czy później.
            Bartek przyspieszył kroku. Nie chciałam go zmuszać do mojego towarzystwa. Pozwoliłam mu odejść. Kiedy zniknął za zakrętem usłyszałam uderzenie w ścianę. To musiał być on. Jakoś tą złość trzeba było rozładować.
            W szatni Andrea powiedział, że na konferencji zostaje on i Marcin. Dojadą do nas później. Dobrze wiedziałam, co miałam zrobić po powrocie. Razem z Gardinim zebrałam chłopaków w autokarze i ruszyliśmy do pokoi. Panowała cisza, a w powietrzu czuć było przygnębienie. Ja myślałam tylko o tym, co im powiem jak dojedziemy.


Godz. 1.00


            Po kolacji kazałam chłopakom zebrać się w konferencyjnej. Kiedy weszłam do niej, oni siedzieli i patrzyli się w podłogę lub ściany. Miałam dość tego widoku. Uznałam, że najszybciej zadziała terapia szokowa. Nikt nie zwrócił uwagi na moje wejście do sali. Podeszłam do stołu i rzuciłam teczkę na blat. Zrobiła duży huk, ale ja zyskałam ich spojrzenie.
            - Posłuchajcie. Tak nie może być. Ja wiem, że był to mecz o wszystko i to cholerne „wszystko” straciliśmy. Ale panowie, kto tu ma jaja? Nie możecie bazgrać się jak baby. – powiedziałam to ostro. Po tych słowach każdy spojrzał na kolegę obok, a ja oparłam się o blat obiema rękami. – Możecie nie wiedzieć, ale Bartek wziął winę na siebie. – tu zaczęły się szepty. Przynajmniej mogą mówić.
            - Bartek, to nie ty. Jesteśmy drużyną. Wszyscy zagraliśmy źle. A to, że tobie nie wyszła jedna akcja to nic. Mogło zdarzyć się to każdemu z nas.
            Łukasz miał rację. Każdy mógł to schrzanić, a Bartek nie mógł się tym zadręczać. Dopowiedziałam jeszcze, że będę chciała z każdym rozmawiać rano. Teraz niech idą i się wyśpią. To było ich zadanie na najbliższy czas.


Godz. 1.47


            Już zamierzałam iść do łóżka, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Pomyślałam, że to Andrzej i podeszłam do drzwi z przyszykowaną ripostą. Jednak za drzwiami stał Andrea. Nic nie powiedział. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka. Siedział przez chwilę na krześle, kiedy w końcu powiedział, że wie o wypowiedzi Bartka. Opowiedziałam jak to było.
            - Zawodnik czuje się bardzo źle psychicznie. Boję się o jego stan i dlatego chciałabym później porozmawiać z każdym zawodnikiem osobno. Czy mamy tyle czasu?
            - Zuza, przestań tak mówić o drugiej w nocy. Wiem, co dzieje się z Bartkiem. Przyszedłem ci podziękować, że zajęłaś się nim po ostatnim gwizdku. Przez chwilę byłem na ciebie cholernie wściekły, bo złamałaś zasady. Wiedziałaś, że to nie koniec, a i tak wtargnęłaś na boisko. Dziękuję. - po tych słowach Andrea opuścił mój pokój.

            - Przecież nie mogłam go tak zostawić … 


_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA

Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz