"Nie dam się tobie, nie upadnę
Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę
Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie
Nie pozwolę ci się tak"
24 września 2013 r., Gdańsk
Od
ostatniego wygranego meczu ze Słowacją minęły dwa dni. Panowie wstali w
wyśmienitych humorach, lecz w głowie każdego z nich na pewno była myśl –
Bułgaria, trudny przeciwnik. Nasza forma nie była najlepsza. Wszyscy to wiedzieliśmy.
Wszyscy wiemy, jaką przeprawę mieliśmy z Francją. Wczoraj odbyliśmy poważną
rozmowę. Trener cały czas powtarzał, że potrzeba wielkiego skupienia. Ja, chcąc
odstresować chłopaków, puściłam bezsensowną komedię. Wszyscy się śmiali. Oprócz
Andrei. On był zły. Był przeciwny takiej formie zajęć. Z jednej strony
rozumiem, ale nie chciałam dodawać im presji. Chciałam spuścić z nich
powietrze. Jak z opony, którą się przebija. I chyba mi się to udało. Wyszli ode
mnie z uśmiechem na twarzach.
A dzisiaj
wielki dzień. Gramy z Bułgarią. U siebie. W Gdańsku. Ja wierzę w chłopaków jak
połowa narodu. Druga po prostu nie lubi siatkówki. Panowie będą walczyć jak
zawsze. Do ostatniej kropli krwi. Aż zostawią serce na boisku. Do końca. Bo tak
już mają. A kibice będą ich nieść po sam finał, po zwycięstwo.
A ja i
Andrzej? Jesteśmy szczęśliwi. Kiedy trener ogłosił tydzień wolnego, w końcu
mogliśmy się sobą nacieszyć. Na zgrupowaniach jesteśmy w pracy. Nie zawsze
zgadzamy się ze sobą. Czasami Andrzej lubi wpaść do mojego pokoju. Wtedy mi się
to nie podoba. Andrea wyraźnie zaznaczył, że mamy zająć się pracą. Ja się z nim
zgodziłam. Tylko jak widać w niektórych buzują hormony.
godz. 20.00
Zaraz rozpoczniemy
mecz o wszystko. Panowie wychodzą na boisko. Po drugiej stronie Bułgaria. Wszyscy
stoją w rządku. Najpierw puszczany zostaje hymn Bułgarii. Następnie Marek prosi
kibiców, by zaśpiewali hymn a capella. Cała hala trzęsie się z decybeli, które
są wewnątrz. Chwilę później odczytywane są wyjściowe szóstki. Po bułgarskiej
stronie stają: na przyjęciu Skrimow i Aleksiew, na rozegraniu Bratoew, na ataku
Sokołow, na środku Josifow i Nikołow, a na libero Sałparow. U nas Andrea
wystawił na przyjęcie Winiarskiego i Kurka, na rozegranie Żygadłę, na ataku
Boćka, na środku Nowakowskiego i Możdżonka, a na libero Zatorskiego. Ja siedziałam
razem z resztą sztabu za bandami.
Zaczęliśmy
pierwszy set. Na początku graliśmy fenomenalnie. Przy stanie 7:4 dla nas stawiamy potężny blok. Schodzimy na
przerwę z czteropunktową przewagą. Kibice szaleją od samego początku. Jak zwykle
są niezawodni. Po przerwie Bułgaria się odradza. To my kontrolujemy ten set,
jednak nie długo. Andrea prosi o czas. Na tablicy widnieje wynik 14:13. Doskonale
widziałam rażące błędy, których dopuszczali się nasi zawodnicy. Zaniepokojona patrzyłam
na statystyki Oskara. Musimy odrodzić się jak feniks z popiołów. Walka była
zacięta. Bułgarzy wyrównali wynik na 17:17, ale my się nie poddaliśmy. Na koniec
seta mamy dwupunktową przewagę i do tego świetne akcje zakończone przez Winiara
dają nam prowadzenie w meczu.
Początkowo drugi
set szedł punkt za punkt. Na pierwszej przerwie Bułgarzy prowadzili jednym
punktem. Jednak my mieliśmy dobrą zagrywkę i fenomenalnego Michała
Winiarskiego. Dzięki temu my wyszliśmy na prowadzenie 12:11. Nie znaleźliśmy
sposobu na zatrzymanie Aleksiewa. I to oni wyszli znowu na prowadzenie. Podnieśliśmy
się i doszliśmy do remisu po 19. Ich trener poprosił o czas, jednak nie dało im
to dużo. Na zagrywce nie popisywał się Penczew. Błyskawiczna krótka od nas, aut
po bloku rywali i atak Bartka doprowadziły naszą ekipę do zwycięstwa w drugim
secie. Patrząc na statystyki wyglądało wszystko dobrze. Znakomita zagrywka naszych,
rywale mieli przyjęcie poniżej 30 procent. Michał grał jak nakręcony.
Trzeci set
zaczęliśmy dobrze. Objęliśmy prowadzenie na samym początku. Jednak Bułgarzy
szybko nas dogonili i to oni schodzili na przerwę przy stanie 8:4. Przeciwnicy podnieśli
skuteczność swojej obrony. Nagle przyjęcie stało się ich mocną stroną. Atak także
wyśmienity. Andrea zdecydował się na zmiany. Za Łukasza wszedł Fabian. Tablica pokazywała
wynik 14:8 dla Bułgarii. Zmiana też nic nie dała. Panowie bili się o każdą
piłkę, ale nie odrobili strat. Bułgarzy wygrali 25:20. Kibice na trybunach
krzyczeli, że to nic, że wygramy. Nasi nie zamierzali się poddawać. Został nam
jeden set. Jeden, cholerny set do wygrania tego meczu. Zdobycie 25 punktów nie
może być tak złe. Andrea był zły. Widział statystki. Wymieniłam z Oskarem
spojrzenia. Oboje wiedzieliśmy, że jest źle.
Wzięłam głęboki
oddech i ze spokojem przystąpiłam do oglądania czwartej partii. Na długo to on
we mnie nie pozostał. Bułgarzy objęli prowadzenie nad setem od samego początku.
Fenomenalny Sokołow kończył każdy atak. Goniliśmy ich, lecz oni odskakiwali od
nas na 3-4 punkty. Walka o każdą piłkę przyniosła efekty. Doprowadziliśmy do
remisu. 23:23. Dwie udane akcje i jesteśmy w półfinale. Bartek kończy atak. Kibice
krzyczą „O-sta-tni!”. Na nic doping. Sokołow ma dwa skuteczne serwisy i
Bułgarzy wygrywają 26:24. W całym meczy remis. Zaraz zacznie się tie break.
W ostatniej
partii kibice jeszcze głośniej nas dopingowali. Teraz wszystko zaczynamy od
nowa. Kto wygra, ten idzie dalej. Ten dalej jest w grze o czempiona Europy. W tym
secie nie ma tyle czasu. Trzeba go kontrolować od samego początku. Andrea
wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć. Za bandami słyszałam tylko urywki
niektórych słów. Gdyby nie kibice słyszałabym wszystko.
Andrzej
przebiega przy bandach i się uśmiecha do mnie. Ja nie mam nastroju na zaloty,
bo jeśli nasza ekipa przegra to będę miała ciężki orzech do zgryzienia. Przede
wszystkim trudna rozmowa z Andreą. Przecież nie podobał mu się pomysł z
bezsensowną komedią. Zawodnicy będą się obwiniać o klęskę. Ale zamartwiać się
będę po meczu, bo jak wygramy to będę musiała studzić ich entuzjazm. Zostaną nam
kolejne mecze do finału, kolejne mocne drużyny.
Piątego seta
rozpoczynamy źle. Od początku prowadzenie przejęli Bułgarzy. Andrea bierze czas,
ale za dużo ta przerwa nie dała. Bartek obił ich blok. Przeciwnicy zdobywają
kolejny punkt, jednak Sokołow za chwilę zepsuł zagrywkę. Potem my stawiamy
skuteczny blok. Nareszcie! Już dawno takiego bloku nie widziałam. Przejmujemy prowadzenie
na 6:5. Znowu czas, tym razem dla bułgarskiego trenera. Przy zmianie stron
prowadzimy dwoma punktami i zdobywamy kolejny. Jednak Bułgarzy odbijają
piłeczkę i zdobywają cztery punkty z rzędu. Odrodzony Sokołow wymuszał na
naszych zawodnikach błędy. Bronimy piłki meczowe. Kibice na trybunach stoją. Kiedy
piłka po bułgarskiej stronie, są gwizdy i buczenie. Sokołow znowu pomylił się
dwa razy na zagrywce. Jednak wymuszone błędy wygrały. Bułgarzy wygrywają
ostatnią partię na przewagę. To nasz koniec. 16:18.
Bułgarzy cieszą
się, bo to oni dalej są w grze. A my? Wszyscy stoją załamani. Ledwo stoją. Bartek
po ostatnim zepsutym ataku leży na parkiecie. Twarz skrył w podłodze. Nie mogłam
na to patrzeć. Wiem, że nie wolno mi przed ostatecznym zakończeniem meczu wejść
na boisko, ale nie mogłam się powstrzymać. Przeskoczyłam przez bandy i
dobiegłam do Bartka jak błyskawica. Położyłam się obok niego. Dopiero wtedy
usłyszałam jego szloch.
- Bartek?
Chodź, musisz zakończyć ten mecz. – w końcu przed nami oficjalne pożegnanie
zawodników.
Jednak Bartek
nic nie mówił. Nic nie mogło mu przejść przez gardło. W geście solidarności
położyłam się obok niego. Leżałam tam, aby czuł, że nie jest sam. Czułam, że
ktoś do nas podszedł. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam trenera.
- Wstańcie. Trzeba
jak najszybciej wrócić do hotelu. Jeszcze konferencja przed nami.
Po tych
słowach Bartek wstał i razem z kolegami ruszył na pożegnanie swoich rywali. Kiedy
szliśmy do szatni, fanki chciały od Bartka autografy. Wiedziałam, że nie ma sił
na zdjęcia i podpisywanie kartek, dlatego powiedziałam im, że dzisiaj nic z
tego nie będzie. Bartek rzucił im swoją koszulkę. Był bardzo przybity. W przejściu
zaczepił nas dziennikarz. Już chciałam mówić, że zawodnik nie będzie
niczego komentował, kiedy on sam się
zgodził. Tylko na jeden krótki wywiad. Na wszelki wypadek wolałam przy nich
zostać, ale nie chciałam słuchać tego. Wystarczyło mi, że napatrzyłam się na ten
mecz i nic nie mogłam zrobić. Po chwili zobaczyłam jak idzie w stronę szatni. Nasze
spojrzenia się spotkały.
- Wziąłem
winę na siebie, bo taka jest prawda. Gdybym trafił w tym ataku, dalej bylibyśmy
w grze. Gdyby nie ten pieprzony błąd …
Nie skomentowałam
tego, tak samo jak nie pytałam o nic. Wyczuł to pytanie w powietrzu. Ono wisiało
nad nami. Kiedyś by spadło. Prędzej czy później.
Bartek przyspieszył
kroku. Nie chciałam go zmuszać do mojego towarzystwa. Pozwoliłam mu odejść. Kiedy
zniknął za zakrętem usłyszałam uderzenie w ścianę. To musiał być on. Jakoś tą
złość trzeba było rozładować.
W szatni
Andrea powiedział, że na konferencji zostaje on i Marcin. Dojadą do nas
później. Dobrze wiedziałam, co miałam zrobić po powrocie. Razem z Gardinim
zebrałam chłopaków w autokarze i ruszyliśmy do pokoi. Panowała cisza, a w
powietrzu czuć było przygnębienie. Ja myślałam tylko o tym, co im powiem jak
dojedziemy.
Godz. 1.00
Po kolacji
kazałam chłopakom zebrać się w konferencyjnej. Kiedy weszłam do niej, oni
siedzieli i patrzyli się w podłogę lub ściany. Miałam dość tego widoku. Uznałam,
że najszybciej zadziała terapia szokowa. Nikt nie zwrócił uwagi na moje wejście
do sali. Podeszłam do stołu i rzuciłam teczkę na blat. Zrobiła duży huk, ale ja
zyskałam ich spojrzenie.
-
Posłuchajcie. Tak nie może być. Ja wiem, że był to mecz o wszystko i to
cholerne „wszystko” straciliśmy. Ale panowie, kto tu ma jaja? Nie możecie
bazgrać się jak baby. – powiedziałam to ostro. Po tych słowach każdy spojrzał
na kolegę obok, a ja oparłam się o blat obiema rękami. – Możecie nie wiedzieć,
ale Bartek wziął winę na siebie. – tu zaczęły się szepty. Przynajmniej mogą
mówić.
- Bartek, to
nie ty. Jesteśmy drużyną. Wszyscy zagraliśmy źle. A to, że tobie nie wyszła
jedna akcja to nic. Mogło zdarzyć się to każdemu z nas.
Łukasz miał
rację. Każdy mógł to schrzanić, a Bartek nie mógł się tym zadręczać. Dopowiedziałam
jeszcze, że będę chciała z każdym rozmawiać rano. Teraz niech idą i się wyśpią.
To było ich zadanie na najbliższy czas.
Godz. 1.47
Już zamierzałam iść do łóżka, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Pomyślałam, że to Andrzej i podeszłam do drzwi z przyszykowaną ripostą. Jednak za drzwiami stał Andrea. Nic nie powiedział. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka. Siedział przez chwilę na krześle, kiedy w końcu powiedział, że wie o wypowiedzi Bartka. Opowiedziałam jak to było.
Już zamierzałam iść do łóżka, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Pomyślałam, że to Andrzej i podeszłam do drzwi z przyszykowaną ripostą. Jednak za drzwiami stał Andrea. Nic nie powiedział. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka. Siedział przez chwilę na krześle, kiedy w końcu powiedział, że wie o wypowiedzi Bartka. Opowiedziałam jak to było.
- Zawodnik
czuje się bardzo źle psychicznie. Boję się o jego stan i dlatego chciałabym później
porozmawiać z każdym zawodnikiem osobno. Czy mamy tyle czasu?
- Zuza,
przestań tak mówić o drugiej w nocy. Wiem, co dzieje się z Bartkiem. Przyszedłem
ci podziękować, że zajęłaś się nim po ostatnim gwizdku. Przez chwilę byłem na ciebie
cholernie wściekły, bo złamałaś zasady. Wiedziałaś, że to nie koniec, a i tak
wtargnęłaś na boisko. Dziękuję. - po tych słowach Andrea opuścił mój pokój.
- Przecież
nie mogłam go tak zostawić …
_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA
Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz