piątek, 14 kwietnia 2017

Epilog, czyli szczęście osiągnięte!

"Jest piękna noc 
Kombinujemy co by tu głupiego zrobić
Hej kochanie,
Myślę, że chce się z Tobą ożenić"

27 kwietnia 2014


            Dzisiaj wielki dzień. Jesteśmy w trakcie finału. Gramy trzeci mecz z Resovią. Dwa poprzednie wygraliśmy – 3:2 i 3:0. Teraz jesteśmy u nas. Trzeci set. Mamy przewagę, ale niewielką. Mimo wszystko wierzę w nasze mistrzostwo. Panowie są świetnie przygotowani. Przeciwnicy nie mogą nam tego odebrać.
            Podczas przerwy widziałam się z Iwoną. Tak samo jak podczas ostatnich dwóch meczów w Rzeszowie. Tam miałyśmy trochę więcej czasu. Dzieciaki podrosły. Dominika robi się piękną dziewczyną, a Sebastian dojrzał. Mogę być dumną ciocią.
            A co się zmieniło u mnie? Andrzej namówił mnie do wspólnego zamieszkania. Zgodziłam się po długich namowach przez Kaśkę. Nie wiem, czego się bałam. Mieszkanie z nim jest dość zaskakujące. Wydaje się jakby miał głowę nieskończonych pomysłów. Z nim się nie da nudzić. Codziennie ma dla nas plany. Codziennie coś.
             Ten set też jest dla nas. Wygrywamy kolejny mecz. Wygrywamy mistrzostwo. Jesteśmy najlepsi w Polsce. Wszyscy wylatujemy na środek i cieszymy się ze zwycięstwa. Nasza ciężka praca nie poszła na marne. Mamy to. Po prostu brakuje słów. Po chwili szaleństwa przyszedł czas na opanowanie się. Sztab jeszcze się cieszy w swoim gronie, a zawodnicy dziękują przeciwnikom.
            Kiedy było rozstawione już podium dla nas, Marek poprosił o chwilę spokoju, bo ktoś ma ważny komunikat. Ja stałam za chłopakami i rozmawiałam z Miguelem. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie do tyłu. Nagle znalazłam się prawie na środku boiska. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie lubię jak tak stoję sama.
            - Zuza, ty wiesz ile dla mnie znaczysz. Kiedy ktoś zapytałby się mnie, czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia to uznałbym go za głupka i wyśmiał. Jednak kiedy pojawiłaś się na naszym zgrupowaniu, poczułem coś do ciebie. Od tamtej chwili myślę tylko o tobie. Kochanie, czy zostaniesz moją żoną?
            Andrzej klęczy przede mną z bukietem róż i pierścionkiem. Wokół tłumy ludzi, telewizja pewnie też to transmituje. Tyle tysięcy ludzi … Jeju, Andrzej chce się ze mną związać na zawsze. A czy ja chcę? Pewnie!
            - Tak.
            Andrzej włożył mi na palec pierścionek i pocałował. Wszyscy w hali bili brawa i śpiewali nam sto lat. Byłam najszczęśliwszą osobą. Przy tym ważnym momencie byli najbliżsi nam ludzie. Była moja siostra ze swoją rodziną, moi i Andrzeja rodzice, jego brat. Była Kaśka z Filipem. Najlepszy dzień w życiu. Mistrzostwo Polski z klubem i bycie narzeczoną jednego z mistrzów. Warto było walczyć o lepsze życie.


_______________________________________________________
Dziękuję, że byliście ze mną w tych lepszych i trudniejszych chwilach. Kocham Was, misiaczki!

14. Bo nie zawsze jesteśmy gotowi na radykalne zmiany ...

"Jestem pewna siebie, ale
Wciąż mam swoje słabsze chwile
Kochanie, to właśnie ja!"

2 października 2013, Bełchatów


            Dzisiaj ważny dzień. Jesteśmy po Mistrzostwach Europy, więc i po sezonie reprezentacyjnym. Żeby nie pozostać bezrobotną od dłuższego czasu rozglądałam się za pracą. Składałam swoje CV tu i tam, ale na nic zdały się moje starania. Od nikogo nie dostałam odpowiedzi. Dopiero po źle przez nas zakończonych zawodach dostałam telefon od Konrada Piechockiego, który postanowił dać mi pracę w Bełchatowie jako psycholog sportowy.
            Doskonale wiedziałam, że w tym klubie gra Andrzej. Nie chciałam mu mówić o tej propozycji. Do końca nie byłam pewna, czy będę tam pracować. A przy okazji mogłabym mu zrobić niespodziankę. Ostatnio dostał kilka dni wolnego przed sezonem klubowym, więc pojechaliśmy na krótkie wakacje w góry. Miałam dość widoku morza. A góry to jest coś, co kocham. Dlatego cieszę się, że mogłam tam być z osobą, którą kocham. W końcu mogliśmy być parą, być zakochani. Nie musieliśmy tego ukrywać. Zakazałam mu mówić, a nawet myśleć o siatkówce. Chciałam stać się jego światem …  Chciałam stać się jego światem choć na te nasze wspólne pięć dni.
            - No dobrze. To już chyba wszystkie formalności. Bardzo się cieszę, że zgodziła się pani na naszą umowę. – Piechocki nie ukrywał radości z podpisania dokumentów. Na pożegnanie podał mi rękę i dodał – Witamy na pokładzie. Zaraz poproszę kogoś, by panią oprowadził.
            Prezes poprosił swoją sekretarkę, by zawołała Paulinę. Chwilę potem zjawiła się żona Mariusza, która z ogromną radością zgodziła się oprowadzić mnie po hali. Przedstawiała mi różnych ludzi z administracji. Wiedziałam, że nie zdołam ich wszystkich zapamiętać i jeszcze długo będę się mylić. W końcu nie jestem geniuszem, na ocenę też nikt mnie nie będzie odpytywał, więc nie było się czym przejmować. Najważniejsze to było zapamiętanie zawodników i sztabu trenerskiego, z którym będę pracować. Psycholog jest samodzielną jednostką, która przygląda się zawodnikom i służy dobrą radą. Jest wsparciem dla trenera, który nie może zajmować się wszystkim. Mistrzem można być tylko w jednej dziedzinie. Jeżeli spełnia się jako trener nie może być psychologiem. I to na pewno rozumiał prezes, który robił co mógł, aby trenerowi było dobrze.
            Z tego, czego się dowiedziałam to trener też jest nowy. Jacka Nawrockiego zastąpił na tym stanowisku Miguel Angel Falasca. Nadchodzący sezon to ma być jego debiut trenerski, tym bardziej potrzebna mu będzie moja pomoc. Jako zawodnik poznał niektórych zawodników, ale wiadomo – inaczej jak jest się trenerem, a inaczej jak zawodnikiem. Między nimi wytwarza się dystans, bariera. Niektórzy źle się z nią czują, ale nie potrafią jej zlikwidować. I wtedy wchodzi psycholog, czyli ja.

            Dochodzimy już do sali. Słychać głos Miguela. Jednak jest on stłumiony przez zamknięte drzwi. Rozpoczynają albo kończą trening. Nie jestem tego pewna, bo nie dostałam żadnej informacji o dzisiejszych treningach. Andrzej też mi się nie spowiada. Sądząc po godzinie to raczej zaczynają, bo nie chce mi się wierzyć w to, że przyjechali na 7 rano. 
            - Tu jest serce tego budynku, czyli sala. Chłopaki niedawno zaczęli trening. Jeżeli chcesz to mogę wejść z tobą …
            - Nie, dzięki. Dam sobie radę.
            Pożegnałam się z Pauliną i postanowiłam wejść na salę. Gdy otworzyłam drzwi, początkowo nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy byli zajęci trenowaniem. Stanęłam przy wyjściu i przyglądałam się grze. Dopiero po skończonej akcji zauważył mnie Andrzej. Podbiegł do mnie, ponieważ myślał, że coś się stało. Wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy podeszłam do Miguela i powiedziałam, że jestem gotowa do pracy. Był niesamowicie zaskoczony.
            - Skoro jesteśmy wszyscy to mogę wam przedstawić kobiecy wkład w naszą drużynę. Zuza będzie dla nas pomocą psychologiczną. Chociaż niektórzy ją znają.
            - Zwłaszcza Andrew! – zakrzyknął Wojtek.
            - Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że do swojej pracy będę podchodzić sumiennie. Niektóre osoby wiedzą, że mogą zgłosić się do mnie z każdym problemem. Nawet gdy jest to problem, co zjeść na obiad. W tym również doradzę, ale mam nadzieję, że będę zaproszona na ten obiad.

            Kiedy zakończyliśmy tą oficjalną część, usiadłam na ławce. Przyglądałam się grze. Panowie dobrze się zgrywali, choć razem trenowali od niedawna. Zmiany były niewielkie, ale każda zmiana była dla zawodników znacząca. Jak wiadomo, każdy ma inny styl, inny zwyczaj. Zwłaszcza, kiedy zmienia się rozgrywających. Ale im to wychodziło. Grali niesamowicie. U niektórych widać było zmęczenie sezonem reprezentacyjnym, ale nie przeszkadzało im to.
            Po treningu porozmawiałam z trenerem. Po południu chciałam przeprowadzić rozmowy z każdym z zawodników. Było to dla mnie kluczowe, ponieważ bardzo chciałam ich poznać. Miguel powiedział, że zakończą trochę wcześniej trening. Podziękowałam mu i wyszłam z sali. Stałam już przed halą, kiedy wyszli z niej Andrzej i Karol.
            - Czemu nic nie powiedziałaś? – pytanie padło od Andrzeja. Mogłam się tego spodziewać.
            - Bo nic nie było pewne. I chciałam ci też zrobić niespodziankę. Nie cieszysz się? Zostaję w Bełchatowie. Będziemy się często widywać. Kochanie, przepraszam, że nic nie mówiłam. Nikt nie wiedział.
            - Dobrze. Przecież się nie gniewam. Zjemy razem obiad?
            - Umówiłam się z Kaśką. Chciała iść na zakupy. Chyba nie chcesz chodzić za nami jak pies na smyczy. Ale mogę odwieźć cię do domu.
            Podeszłam do swojego cudeńka. Od niedawna byłam właścicielką pięknego, czarnego motocykla. Skorzystałam dzisiaj z ładnej pogody. Niedługo warunki na drodze będą zbyt złe, żebym mogła bezpiecznie jeździć. Wtedy przesiądę się do samochodu.
            Kiedy Andrzej odmówił, przypomniałam sobie, że nie może ryzykować swoim zdrowiem. Byłby to przestój w karierze, na który nie może sobie pozwolić. Powiedział, że pojedzie z Karolem, a ja się na to zgodziłam. Obiecałam Andrzejowi wspólną kolację.


Godz. 12.30


            Kaśka przywitała mnie jak zawsze z wielką radością. Tak naprawdę nie byłam z nią umówiona na żadne zakupy. Potrzebowałam tego spotkania. Musiałam z nią pogadać. Komuś zwierzyć się z tego, co za mną chodzi.
            - Boję się tego, co nadejdzie. Teraz jest dobrze. Wszystko się układa, ale ja boję się. Andrzej nakręca się w związku. Chciał, żebym się do niego wprowadziła. A dla mnie to za szybko.
            - Tylko wiesz. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A tego szampana to napiłabym się na twoim ślubie. Uchlałabym się do nieprzytomności i miałabyś takie cyrki jak na naszych dawnych imprezach.
            - Oby nie. Jeżeli tak byś zrobiła to byłabyś najgorszą świadkową. Ale póki co to żadnego ślubu nie będzie.
            Ona wiedziała jak odsunąć mojego doła. A ze ślubem … To poważna decyzja. Andrzej jest szalony i dobrze, że nie wysunął takiej propozycji. Ja nie lubię podejmować tak trudnych decyzji. Decyzji na całe życie.
            Skończyłyśmy ten temat, gdy przyjechała do nas zamówiona pizza. Czas na obiad. A dobra peperoni zawsze poprawiała mi humor. Nie zdążyłyśmy zacząć jeść, kiedy do mieszkania wszedł Filip. 


_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA

Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3

13. Bo czasami trzeba przegrać, by móc się odrodzić ...

"Nie dam się tobie, nie upadnę
Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę
Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie
Nie pozwolę ci się tak"

24 września 2013 r., Gdańsk


           Od ostatniego wygranego meczu ze Słowacją minęły dwa dni. Panowie wstali w wyśmienitych humorach, lecz w głowie każdego z nich na pewno była myśl – Bułgaria, trudny przeciwnik. Nasza forma nie była najlepsza. Wszyscy to wiedzieliśmy. Wszyscy wiemy, jaką przeprawę mieliśmy z Francją. Wczoraj odbyliśmy poważną rozmowę. Trener cały czas powtarzał, że potrzeba wielkiego skupienia. Ja, chcąc odstresować chłopaków, puściłam bezsensowną komedię. Wszyscy się śmiali. Oprócz Andrei. On był zły. Był przeciwny takiej formie zajęć. Z jednej strony rozumiem, ale nie chciałam dodawać im presji. Chciałam spuścić z nich powietrze. Jak z opony, którą się przebija. I chyba mi się to udało. Wyszli ode mnie z uśmiechem na twarzach.
            A dzisiaj wielki dzień. Gramy z Bułgarią. U siebie. W Gdańsku. Ja wierzę w chłopaków jak połowa narodu. Druga po prostu nie lubi siatkówki. Panowie będą walczyć jak zawsze. Do ostatniej kropli krwi. Aż zostawią serce na boisku. Do końca. Bo tak już mają. A kibice będą ich nieść po sam finał, po zwycięstwo.
            A ja i Andrzej? Jesteśmy szczęśliwi. Kiedy trener ogłosił tydzień wolnego, w końcu mogliśmy się sobą nacieszyć. Na zgrupowaniach jesteśmy w pracy. Nie zawsze zgadzamy się ze sobą. Czasami Andrzej lubi wpaść do mojego pokoju. Wtedy mi się to nie podoba. Andrea wyraźnie zaznaczył, że mamy zająć się pracą. Ja się z nim zgodziłam. Tylko jak widać w niektórych buzują hormony.



godz. 20.00


            Zaraz rozpoczniemy mecz o wszystko. Panowie wychodzą na boisko. Po drugiej stronie Bułgaria. Wszyscy stoją w rządku. Najpierw puszczany zostaje hymn Bułgarii. Następnie Marek prosi kibiców, by zaśpiewali hymn a capella. Cała hala trzęsie się z decybeli, które są wewnątrz. Chwilę później odczytywane są wyjściowe szóstki. Po bułgarskiej stronie stają: na przyjęciu Skrimow i Aleksiew, na rozegraniu Bratoew, na ataku Sokołow, na środku Josifow i Nikołow, a na libero Sałparow. U nas Andrea wystawił na przyjęcie Winiarskiego i Kurka, na rozegranie Żygadłę, na ataku Boćka, na środku Nowakowskiego i Możdżonka, a na libero Zatorskiego. Ja siedziałam razem z resztą sztabu za bandami.
            Zaczęliśmy pierwszy set. Na początku graliśmy fenomenalnie. Przy stanie 7:4 dla nas stawiamy potężny blok. Schodzimy na przerwę z czteropunktową przewagą. Kibice szaleją od samego początku. Jak zwykle są niezawodni. Po przerwie Bułgaria się odradza. To my kontrolujemy ten set, jednak nie długo. Andrea prosi o czas. Na tablicy widnieje wynik 14:13. Doskonale widziałam rażące błędy, których dopuszczali się nasi zawodnicy. Zaniepokojona patrzyłam na statystyki Oskara. Musimy odrodzić się jak feniks z popiołów. Walka była zacięta. Bułgarzy wyrównali wynik na 17:17, ale my się nie poddaliśmy. Na koniec seta mamy dwupunktową przewagę i do tego świetne akcje zakończone przez Winiara dają nam prowadzenie w meczu.
            Początkowo drugi set szedł punkt za punkt. Na pierwszej przerwie Bułgarzy prowadzili jednym punktem. Jednak my mieliśmy dobrą zagrywkę i fenomenalnego Michała Winiarskiego. Dzięki temu my wyszliśmy na prowadzenie 12:11. Nie znaleźliśmy sposobu na zatrzymanie Aleksiewa. I to oni wyszli znowu na prowadzenie. Podnieśliśmy się i doszliśmy do remisu po 19. Ich trener poprosił o czas, jednak nie dało im to dużo. Na zagrywce nie popisywał się Penczew. Błyskawiczna krótka od nas, aut po bloku rywali i atak Bartka doprowadziły naszą ekipę do zwycięstwa w drugim secie. Patrząc na statystyki wyglądało wszystko dobrze. Znakomita zagrywka naszych, rywale mieli przyjęcie poniżej 30 procent. Michał grał jak nakręcony.
            Trzeci set zaczęliśmy dobrze. Objęliśmy prowadzenie na samym początku. Jednak Bułgarzy szybko nas dogonili i to oni schodzili na przerwę przy stanie 8:4. Przeciwnicy podnieśli skuteczność swojej obrony. Nagle przyjęcie stało się ich mocną stroną. Atak także wyśmienity. Andrea zdecydował się na zmiany. Za Łukasza wszedł Fabian. Tablica pokazywała wynik 14:8 dla Bułgarii. Zmiana też nic nie dała. Panowie bili się o każdą piłkę, ale nie odrobili strat. Bułgarzy wygrali 25:20. Kibice na trybunach krzyczeli, że to nic, że wygramy. Nasi nie zamierzali się poddawać. Został nam jeden set. Jeden, cholerny set do wygrania tego meczu. Zdobycie 25 punktów nie może być tak złe. Andrea był zły. Widział statystki. Wymieniłam z Oskarem spojrzenia. Oboje wiedzieliśmy, że jest źle.
            Wzięłam głęboki oddech i ze spokojem przystąpiłam do oglądania czwartej partii. Na długo to on we mnie nie pozostał. Bułgarzy objęli prowadzenie nad setem od samego początku. Fenomenalny Sokołow kończył każdy atak. Goniliśmy ich, lecz oni odskakiwali od nas na 3-4 punkty. Walka o każdą piłkę przyniosła efekty. Doprowadziliśmy do remisu. 23:23. Dwie udane akcje i jesteśmy w półfinale. Bartek kończy atak. Kibice krzyczą „O-sta-tni!”. Na nic doping. Sokołow ma dwa skuteczne serwisy i Bułgarzy wygrywają 26:24. W całym meczy remis. Zaraz zacznie się tie break.
            W ostatniej partii kibice jeszcze głośniej nas dopingowali. Teraz wszystko zaczynamy od nowa. Kto wygra, ten idzie dalej. Ten dalej jest w grze o czempiona Europy. W tym secie nie ma tyle czasu. Trzeba go kontrolować od samego początku. Andrea wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć. Za bandami słyszałam tylko urywki niektórych słów. Gdyby nie kibice słyszałabym wszystko.
            Andrzej przebiega przy bandach i się uśmiecha do mnie. Ja nie mam nastroju na zaloty, bo jeśli nasza ekipa przegra to będę miała ciężki orzech do zgryzienia. Przede wszystkim trudna rozmowa z Andreą. Przecież nie podobał mu się pomysł z bezsensowną komedią. Zawodnicy będą się obwiniać o klęskę. Ale zamartwiać się będę po meczu, bo jak wygramy to będę musiała studzić ich entuzjazm. Zostaną nam kolejne mecze do finału, kolejne mocne drużyny.
            Piątego seta rozpoczynamy źle. Od początku prowadzenie przejęli Bułgarzy. Andrea bierze czas, ale za dużo ta przerwa nie dała. Bartek obił ich blok. Przeciwnicy zdobywają kolejny punkt, jednak Sokołow za chwilę zepsuł zagrywkę. Potem my stawiamy skuteczny blok. Nareszcie! Już dawno takiego bloku nie widziałam. Przejmujemy prowadzenie na 6:5. Znowu czas, tym razem dla bułgarskiego trenera. Przy zmianie stron prowadzimy dwoma punktami i zdobywamy kolejny. Jednak Bułgarzy odbijają piłeczkę i zdobywają cztery punkty z rzędu. Odrodzony Sokołow wymuszał na naszych zawodnikach błędy. Bronimy piłki meczowe. Kibice na trybunach stoją. Kiedy piłka po bułgarskiej stronie, są gwizdy i buczenie. Sokołow znowu pomylił się dwa razy na zagrywce. Jednak wymuszone błędy wygrały. Bułgarzy wygrywają ostatnią partię na przewagę. To nasz koniec. 16:18.
            Bułgarzy cieszą się, bo to oni dalej są w grze. A my? Wszyscy stoją załamani. Ledwo stoją. Bartek po ostatnim zepsutym ataku leży na parkiecie. Twarz skrył w podłodze. Nie mogłam na to patrzeć. Wiem, że nie wolno mi przed ostatecznym zakończeniem meczu wejść na boisko, ale nie mogłam się powstrzymać. Przeskoczyłam przez bandy i dobiegłam do Bartka jak błyskawica. Położyłam się obok niego. Dopiero wtedy usłyszałam jego szloch.
            - Bartek? Chodź, musisz zakończyć ten mecz. – w końcu przed nami oficjalne pożegnanie zawodników.
            Jednak Bartek nic nie mówił. Nic nie mogło mu przejść przez gardło. W geście solidarności położyłam się obok niego. Leżałam tam, aby czuł, że nie jest sam. Czułam, że ktoś do nas podszedł. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam trenera.
            - Wstańcie. Trzeba jak najszybciej wrócić do hotelu. Jeszcze konferencja przed nami.
            Po tych słowach Bartek wstał i razem z kolegami ruszył na pożegnanie swoich rywali. Kiedy szliśmy do szatni, fanki chciały od Bartka autografy. Wiedziałam, że nie ma sił na zdjęcia i podpisywanie kartek, dlatego powiedziałam im, że dzisiaj nic z tego nie będzie. Bartek rzucił im swoją koszulkę. Był bardzo przybity. W przejściu zaczepił nas dziennikarz. Już chciałam mówić, że zawodnik nie będzie niczego  komentował, kiedy on sam się zgodził. Tylko na jeden krótki wywiad. Na wszelki wypadek wolałam przy nich zostać, ale nie chciałam słuchać tego. Wystarczyło mi, że napatrzyłam się na ten mecz i nic nie mogłam zrobić. Po chwili zobaczyłam jak idzie w stronę szatni. Nasze spojrzenia się spotkały.
            - Wziąłem winę na siebie, bo taka jest prawda. Gdybym trafił w tym ataku, dalej bylibyśmy w grze. Gdyby nie ten pieprzony błąd …
            Nie skomentowałam tego, tak samo jak nie pytałam o nic. Wyczuł to pytanie w powietrzu. Ono wisiało nad nami. Kiedyś by spadło. Prędzej czy później.
            Bartek przyspieszył kroku. Nie chciałam go zmuszać do mojego towarzystwa. Pozwoliłam mu odejść. Kiedy zniknął za zakrętem usłyszałam uderzenie w ścianę. To musiał być on. Jakoś tą złość trzeba było rozładować.
            W szatni Andrea powiedział, że na konferencji zostaje on i Marcin. Dojadą do nas później. Dobrze wiedziałam, co miałam zrobić po powrocie. Razem z Gardinim zebrałam chłopaków w autokarze i ruszyliśmy do pokoi. Panowała cisza, a w powietrzu czuć było przygnębienie. Ja myślałam tylko o tym, co im powiem jak dojedziemy.


Godz. 1.00


            Po kolacji kazałam chłopakom zebrać się w konferencyjnej. Kiedy weszłam do niej, oni siedzieli i patrzyli się w podłogę lub ściany. Miałam dość tego widoku. Uznałam, że najszybciej zadziała terapia szokowa. Nikt nie zwrócił uwagi na moje wejście do sali. Podeszłam do stołu i rzuciłam teczkę na blat. Zrobiła duży huk, ale ja zyskałam ich spojrzenie.
            - Posłuchajcie. Tak nie może być. Ja wiem, że był to mecz o wszystko i to cholerne „wszystko” straciliśmy. Ale panowie, kto tu ma jaja? Nie możecie bazgrać się jak baby. – powiedziałam to ostro. Po tych słowach każdy spojrzał na kolegę obok, a ja oparłam się o blat obiema rękami. – Możecie nie wiedzieć, ale Bartek wziął winę na siebie. – tu zaczęły się szepty. Przynajmniej mogą mówić.
            - Bartek, to nie ty. Jesteśmy drużyną. Wszyscy zagraliśmy źle. A to, że tobie nie wyszła jedna akcja to nic. Mogło zdarzyć się to każdemu z nas.
            Łukasz miał rację. Każdy mógł to schrzanić, a Bartek nie mógł się tym zadręczać. Dopowiedziałam jeszcze, że będę chciała z każdym rozmawiać rano. Teraz niech idą i się wyśpią. To było ich zadanie na najbliższy czas.


Godz. 1.47


            Już zamierzałam iść do łóżka, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Pomyślałam, że to Andrzej i podeszłam do drzwi z przyszykowaną ripostą. Jednak za drzwiami stał Andrea. Nic nie powiedział. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka. Siedział przez chwilę na krześle, kiedy w końcu powiedział, że wie o wypowiedzi Bartka. Opowiedziałam jak to było.
            - Zawodnik czuje się bardzo źle psychicznie. Boję się o jego stan i dlatego chciałabym później porozmawiać z każdym zawodnikiem osobno. Czy mamy tyle czasu?
            - Zuza, przestań tak mówić o drugiej w nocy. Wiem, co dzieje się z Bartkiem. Przyszedłem ci podziękować, że zajęłaś się nim po ostatnim gwizdku. Przez chwilę byłem na ciebie cholernie wściekły, bo złamałaś zasady. Wiedziałaś, że to nie koniec, a i tak wtargnęłaś na boisko. Dziękuję. - po tych słowach Andrea opuścił mój pokój.

            - Przecież nie mogłam go tak zostawić … 


_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA

Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3

12. Bo czasami trzeba zacząć żyć na nowo ...

"Miłość cierpliwa jest, lecz i nie cierpliwa..
Miłość łaskawa jest, lecz nie zawsze bywa..
Miłość serdeczna jest i nigdy nie zazdrości..
Miłość jest wszystkim tym, co tracisz bez miłości.."


3 czerwca, Spała


            Na miejscu byliśmy po mniej więcej pół godziny. Kiedy wysiadałam z samochodu, Andrzej mi pomógł, przytrzymując mnie. Wciąż jeszcze byłam osłabiona. Jak już przeszliśmy próg ośrodka to wtedy się zaczęło. Panowie stali w jednym rzędzie, równiutko. Jak nigdy. Wtedy na przód wyszedł Możdżon z kwiatami w ręku.
            - Zostałem wydelegowany, więc nie traćmy czasu. Miło nam jest ponownie ciebie powitać w naszej rodzinie. Ponownie, bo myślę, że po tym co się zdarzyło, będziesz inną kobietą. Mamy nadzieję, że nie będziesz się wyżywać na każdym napotkanym mężczyźnie i ulgowo na nas będziesz patrzeć.
            - Tym bardziej ulgowo na Andrzeja. O nikogo się tak jeszcze nie bił. – dodał Karol. Reszta zaczęła się śmiać, a ja jeszcze mocniej go objęłam.
            - Nie przeszkadzaj mi w mojej przemowie. – skarcił go Marcin. – Chcieliśmy przygotować na twój powrót przyjęcie jakiego świat nie widział. Jednak Giovanni nam nie pozwolił, zapewniając nam wiele rozrywki na treningu. Dlatego chcemy obdarować cię tymi kwiatami, które sami zbieraliśmy w tym pięknym lesie. Aż nie do uwierzenia, że w naszym spalskim lesie rosną tak piękne kwiaty. – były tak piękne, że nie mogłam im uwierzyć. – Panowie, mam nadzieję, że się dołożycie. – mówiąc to zaczął udawać, że kaszle.
            W końcu dostałam ten piękny bukiet i rozległy się głośne brawa. Wariaci. Jednak rozważając słowa Marcina, miał rację. Wiedziałam, że teraz będę inna. Inaczej będę patrzeć na świat. I na pewno ciężej będzie mi komuś zaufać. Zaczęłam się do nich szeroko uśmiechać i z każdym przytulać. Kiedy już wszyscy się ze mną przywitali, odezwał się Andrea.
            - Koniec tego przywitania. Za 3 minuty widzę Was wszystkich w konferencyjnej. 3 minuty! Sekunda spóźnienia to jedno okrążenie wokół ośrodka po ciężkim treningu na hali.
            Andrzej pomógł mi dojść do pokoju. Musiałam mu oddać bluzę. Szybko założyłam bluzkę. I wyszłam na korytarz. Poszłam oddać mu bluzę. Na całe szczęście był za ścianą. Zapukałam i poczekałam. Otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Ja mu oddałam bluzę i powiedziałam, żeby się nie spóźnili na zebranie. Sama powoli się tam kierowałam, przy okazji pukając do każdych drzwi i przypominając o czasie.
            W sali konferencyjnej zjawili się wszyscy o czasie. Na końcu przyszedł Andrea położył na stole stos papierów i rozpoczął swoją przemowę. Oczywiście rozpoczął od tego, co się stało. Jednak przywrócił panów do porządku i zaczął opowiadać o taktyce na najbliższe zawody. Panowie dostali kartki z nowym grafikiem na najbliższy czas.
            - A na koniec mam drobną uwagę do Zuzy i Andrzeja. – zszokowana spojrzałam na trenera. – Widzę już od pewnego czasu to, co się między wami dzieje. Chcę powiedzieć, że ja nie mam nic przeciwko waszej miłości. Możecie stworzyć wspaniały związek. Ale pamiętajcie. Jeżeli któreś z was będzie źle pracować to będę musiał oddelegować do domu.
            Byłam tak szczęśliwa, że pobiegłam i przytuliłam Andreę. Był dla mnie jak ojciec. Przy okazji szepnęłam mu do ucha, żeby dzisiaj był krótszy trening, ponieważ wieczorem chciałabym zrobić ognisko. Oczywiście dostałam zgodę. Zaraz po tym podbiegłam do Andrzeja. Jeszcze niedawno nie wiedziałam czy go kocham, a teraz … A teraz jestem już pewna swoich uczuć.
            Zaraz po spotkaniu zawodnicy razem z trenerem poszli na halę ćwiczyć. Ja wzięłam dzisiaj wolne, ale nie zamierzałam odpoczywać. Postanowiłam zorganizować panom spotkanie z ich narzeczonymi. Miałam pół dnia. Obdzwoniłam wszystkie żony, dziewczyny i narzeczone. Zaczęłam od tych co mieszkają najdalej, żeby miały więcej czasu na dotarcie. O dziwo, wszystkie potwierdziły przybycie. Byłam bardzo szczęśliwa.
            Potem poszłam do kuchni, gdzie razem z paniami kucharkami przyrządzałyśmy jedzonko na ognisko. Zaplanowałyśmy kiełbaski, pieczone ziemniaczki. Do tego kilka soków oraz woda. Co kto woli. Trochę damy panom swobody.
            Dziewczyny powoli zaczęły zjeżdżać do Spały. Nie chciałam, aby którykolwiek się dowiedział, więc wszystkie gromadziłam w stołówce. Razem zaczęłyśmy szykować to wspaniałe przyjęcie. Byłam szczęśliwa, że wszystkie się tu zgromadziły. Niektóre przyjechały razem z pociechami, ponieważ nie miały ich z kim zostawić. Wiadomo, gdybym organizowała to wczoraj …
            Najbardziej cieszyłam się z przybycia Iwony. Moja siostra wszystko wiedziała. Krzysiek nie miałby życia, gdyby jej nie poinformował. Z resztą to ona powiedziała, gdzie mógł mnie wywieźć. Byłam jej wdzięczna. Moja siostrzyczka.
            - No dobrze, ale powiedz mi jak się czujesz. – żądała Iwona.
            - Już wszystko dobrze. Jeszcze się trochę słabo czuję, ale lekarz powiedział, że to może być normalne. Dostałam taką dawkę leków. Musieli się pozbyć narkotyków z mojego organizmu.
            - Nic się w tobie nie obudziło po tym, jak on ci je podał?
            - Jeżeli się pytasz, czy wrócę do narkotyków, to nie. Spokojnie. Zaczynam żyć na nowo.
            Jeszcze tak troszkę plotkowałyśmy na różne tematy. Niektóre dziewczyny się znały z klubów, więc nie było źle. Ja byłam szczęśliwa z powodu tego, że wszystkie poparły mój pomysł. Pomalutku szykowałam wszystko na dwór. Ułożyłam drewno i zaczęłam rozpalać. Dziewczynom nakazałam pozostać w środku.
            Andrea sprowadził panów na ognisko. Wszyscy byli już szczęśliwi, a nie wiedzieli jaką mam dla nich niespodziankę. Chcieli mi pomóc, ale ja powiedziałam, że wszystko jest już przyszykowane. Byli szczęśliwi, bo mieli wolny wieczór. Mogli posiedzieć i pogadać. Andrea miał się nie denerwować, dać im luz. Tak mi obiecał.
            - Musiałaś się bardzo napracować. Tyle tego do przyszykowania. – odezwał się Rucek.
            - Nie tylko ja przy tym pracowałam. Pomogły mi Ola, Dagmara, Sabina, Ola, Natalia, Ola, Aga, Asia, Kasia, Monia, Asia, Monika, Justyna, Aga, Iwona, Aga i Hania. A małe brzdące grzecznie się bawiły.
            W trakcie kiedy ja wymieniałam imiona, dziewczyny przychodziły. Panowie mieli jeszcze większe uśmiechy, a ja byłam jeszcze bardziej szczęśliwsza. Niestety niektórzy z panów nie byli w związku, więc byli sami. Szkoda mi ich było, ale ja już taka jestem. Nie chciałam, żeby czuli się samotni, więc byłam obok nich.
            - Zapomniałabym. Mam jeszcze niespodziankę jedną. Czy mógłby się trener odwrócić? – poprosiłam go.
            Za nim stała jego żona, Erica. Trener się tego nie spodziewał. Widać to było po jego minie. Przecież oficjalnie była we Włoszech. Jednak kilka dni temu do mnie zadzwoniła i poprosiła, żeby w tym czasie Andrea nie był niczym zajęty. Wtedy wpadłam na ten pomysł. Jednak sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły.
            Siedzieliśmy wokół ogniska. Teraz byliśmy pełną siatkarską rodziną. Piekliśmy kiełbaski, ziemniaczki. Gadaliśmy, żartowaliśmy. Nie było spięć, smutków czy złości. Tak powinno być zawsze. Dziewczyny dowiadywały się jak idzie ich mężczyznom. Jacy są jak ich w domu nie ma. Wiadomo, babskie ploteczki.
            Każdy chodził na spacery ze swoimi partnerkami. W pewnym momencie podszedł do mnie Andrzej, wziął mnie za rękę i zabrał na przechadzkę. Długo rozmawialiśmy o tym, co się stało i co będzie w przyszłości. Zastanawialiśmy się nad nami. Bo co z nami teraz? Mamy błogosławieństwo Andrei. Jednak ja nie mogłam się przełamać. Dopiero ten pocałunek przełamał wszystkie moje wątpliwości. Był namiętny. Czułam, że mu także zależy. I tak oficjalnie zostaliśmy parą. Obiecał, że będzie mnie na rękach nosić i bronić przed każdym niebezpieczeństwem.
            Kiedy wracaliśmy przytuleni do siebie, wszyscy zaczęli bić brawa i pogwizdywać. Czułam się jak gwiazda wieczoru. Iwona podbiegła, i zanim mi pogratulowała, skarciła mnie, bo jej o tym nie opowiedziałam. Krzysiek powiedział, że będzie miał Andrzeja na celowniku, a jak mnie skrzywdzi to będzie źle.
            W końcu Wojtek, który był szczęśliwym singlem, zaproponował konkurs. Polegać miał on na tym, że każdy brał swoją kobietę na barana i biegł wokół ośrodka. Kto pierwszy ten wygrywał. Zgodzili się wszyscy. Skoro już i tak szaleliśmy. Nawet trener się zgodził. Wszyscy gotowi na starcie. Sędziami byli panowie, którzy byli wolni. Ja poprosiłam Andrzeja, żeby mnie tylko nie zabił.
            Zabawa była przednia zaraz po starcie. Każdy miał inną taktykę. Na metę dobiegli wszyscy. I wszyscy byli zwycięzcami, bo liczy się dobra zabawa. Ale oficjalnym zwycięzcą był … nasz ukochany trener. Andrea razem z Ericą dobiegli jako pierwsi. Nie wiem, jaką mieli taktykę, ale jedno jest pewne – najlepszą.
            Gdy zrobiło się już późno, porozchodziliśmy się do pokoi. Dziewczyny oczywiście nocowały w ośrodku, więc mogłam nagadać się z Iwoną. Nie długo, bo z Andrei wyszedł „strażnik Teksasu” i pilnował nas, bo przecież następnego dnia czekała na nas praca.


_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA

Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3

11. Bo czasami przeszłość do nas wraca z nawiązką ...

„Moje życie – moja sprawa,
Więc nie wtrącaj się!
Daj żyć! Przestań mnie nawracać!
Dość już Twoich gier.”
~ Neo – „Nie”



2 czerwca, Spała


            Polubiłam te wspólne śniadania z panami. Przy każdym posiłku siadaliśmy w tym samym składzie – ja, Igła, Karol, Andrzej, Ziomek i Winiar - nazwani ekipą do zadań specjalnych. Ciężko się nie zgodzić, przecież towarzystwo miałam doborowe. Po śniadaniu miał być rozruch po lesie. Ja niestety nie mogłam biegać z panami, ponieważ dzień wcześniej źle stanęłam i boli mnie kostka. Dlatego obiecałam Andrei, że pójdę na halę i tam, uzupełniając papierki, będę na nich czekać. Cieszyłam się, bo mogłam zrobić sobie spacer, tym bardziej, że tego dnia pogoda była piękna. Aż zamarzyły mi się wakacje. Jednak wybrałam sobie taką pracę i wiedziałam, że tu nie ma wakacji.
            - Wieczorem będziemy mieć wolne, więc może zagramy w bilarda, co? – zaproponował Ziomek.
            Propozycja przypadła do gustu reszcie towarzyszy. Bilard oznaczał relaks, ale również wielkie emocje. Panowie zazwyczaj grali na zadania. Przegrany miał do wykonania wcześniej ustalone zadanie. Ja tylko podziwiałam ich grę, ponieważ sama nie potrafiłam.
            - Jakieś propozycje dla przegranego? – pyta się Karol.
            - Przegrany obiega ośrodek dookoła. – postanowił Michał.
            - To za proste. Misiek, wymyśl coś innego.
            - Nie daliście mi skończyć. Obiega ośrodek z Zuzą na plecach. – za tą propozycję dostał cios w bok. Reszta dalej się śmiała.
            - Proszę nie bić moich zawodników. – dodał przechodzący obok Andrea.
            Reszta śniadania minęła nam na żartach. Bawiliśmy się jak zawsze świetnie. W końcu najlepsza ekipa, jaką mogłam sobie wymarzyć. Najlepsze kawały i tak opowiadał Łukasz. Michał śpiewał, a Igła dopowiadał teksty. Taka ekipa rekompensuje każde stracone wakacje. Nie należy też zapominać o innych, którzy również są cichymi bohaterami.
            Po śniadaniu, tak jak Andrea zapowiedział, był rozruch w lesie. Zazwyczaj biegaliśmy całą ekipą, jednak mnie bolała kostka, więc tego dnia niestety spasowałam. Niestety, bo bardzo lubiłam zostawiać ich wszystkich w lesie. Moje ćwiczenie biegów długodystansowych się na coś w końcu przydało.
            Moje niestety ma jednak drugie dno. Kiedy szłam na halę, żeby zaczekać tam na panów, drogę zajechało mi czarne auto. Moje zdziwienie było na tyle duże, że wysiadł z niego Stefan. Wepchnął mnie do auta, po czym sam wsiadł i odjechał. Chciałam wyskoczyć, ale nie mogłam. Zamknął samochód. Bałam się go. W jego oczach było coś takiego, że każdy by się przestraszył. Czułam, że stanie się coś złego. A mogłam iść z nimi do lasu …
            Ale skąd wiedział, że będę tędy szła? Musiał mnie obserwować. Musiał wiedzieć. Ale gdzie teraz mnie wiezie? Krzyczę, żeby mnie wypuścił, jednak to nic nie daje. Widzę jak coraz mocniej ściska kierownicę. Co mu się stało? Nigdy tak się nie zachowywał. Opanowała go rządza nienawiści, może zazdrości.
            - Stefan! Wypuść mnie do cholery!
            - Zamknij się. Nigdzie nie pójdziesz. Nigdzie! Zrozumiałaś to, suko?
            Zaczęłam się jeszcze bardziej bać. I co się teraz stanie? Cała kadra zacznie się martwić. Będą szukać. Stefan pędził po jakiejś drodze. Zaraz będzie jakiś wypadek. Przed oczami przemknęło mi całe moje życie. A co, jeśli dzisiaj ostatni raz widziałam i żartowałam z chłopakami? Musiał się pojawić wtedy, gdy już stanęłam na nogi.
            Nagle auto się zatrzymuje w jakimś lesie. Obok jakaś drewniana chatka. Nigdy tu nie byłam, ale wygląda jak dom jego dziadków ze zdjęć. Tu jest tak cicho i pusto. Stefan wyciąga mnie z samochodu. Ja bezsilnie upadam na ziemię. Podczas gdy on zamyka auto, ja wstaję i uciekam. Jednak bez sensu. On mnie dogania i mocno łapie za rękę. Próbuję się wyszarpać, ale on mocniej mnie ściska.
            - Nie szarp się, szmato.
            - RATUNKU! – krzyczę, wołam o pomoc. Bez skutku. I tak mnie tu nikt nie usłyszy. Jesteśmy w lesie. Sami.
            Wciąga mnie do tego domu, ja znowu upadam. Traktuje mnie jak śmiecia. Przeciąga do ściany i przywiązuje mnie do jakiejś rury. Tak mocno, że nie czuję swoich dłoni. Następnie nogi. Tak skrępowana leżę i modlę się, żeby przeżyć. Po chwili przychodzi ze strzykawką. Nie, to nie jest to. Ukuwa mnie w rękę i powoli cała zawartość trafia do mojego organizmu. Czuję jak opadam z sił. Nie mogę już się ruszyć. Nie wiem co to było za świństwo.
            - A teraz zapamiętaj sobie. Jesteś tylko moja. Rozumiesz to? – mówiąc to złapał mnie za oba policzki. – Rozumiesz?! – kiedy znowu nie odpowiadam, uderza mnie. – Byłem na każde twoje skinienie. Cokolwiek sobie księżniczka zażyczyła, ja spełniałem! Dałem się urobić, a ty tak po prostu mnie zostawiłaś! Dlatego teraz … - mówiąc to zbliża się do mojej twarzy, aż czuję jego oddech. Myślałam, że jest pijany, ale on się najwyraźniej czegoś naćpał. – Dlatego teraz wyrównamy rachunki i to ty spełnisz moje zachcianki. – jego ręka znajduje się pod moją bluzką. – Nie pamiętasz jak nam razem było dobrze?
            Nie miałam siły, by cokolwiek zrobić. Mogłam tylko siedzieć. Siedzieć i poddawać się temu, co on robił. Czułam jego ręce na swoim ciele, a i tak nic nie mogłam z tym zrobić. Był obrzydliwy. W pewnym momencie zaczął rozdzierać moją bluzkę. Czułam się jak śmieć. Wiedziałam, co zaraz zrobi. Bałam się, ale wiedziałam, że nic i nikt mnie nie uratuje. Nawet ja sama. Byłam zbyt słaba.
            Z oddali słyszałam, jakby syrenę policyjną. Nie wiedziałam, czy mi się zdaje. Może to ten środek tak na mnie działa. Powoli traciłam świadomość, a on coraz bardziej mnie rozbierał. Jednak po chwili do domku wparował Andrzej. Odciągnął go ode mnie i zaczął bić. Chciałam krzyknąć, ale nie miałam tyle siły w sobie. Na szczęście zaraz za nim weszli policjanci, którzy go powstrzymali. Wtedy podbiegł do mnie, kiedy jakaś policjantka odwiązywała mnie od tej nieszczęsnej rury. Andrzej dał mi swoją bluzę i zaczął przytulać. Potem już chyba straciłam przytomność.


~*~


3 czerwca, Tomaszów Mazowiecki.
Szpital rejonowy.


            Otwieram oczy. Widzę sufit. Biały. Biały jak śnieg. Zamykam je i znowu otwieram. To samo. Znowu sufit. Ciągle słyszę jak coś pika. Obracam głowę lekko w lewo. Widzę aparaturę i kroplówkę. Obracam głowę w prawo. Widzę śpiącego Krzyśka. Siedzi przy mnie i trzyma za rękę. W końcu siadam. Nie mogę leżeć. Nie lubię. Krzysiek musiał wyczuć moje ruchy i też się obudził.
            - Witaj księżniczko. – na te słowa skrzywiłam się. Złe wspomnienia. Nie chcę ich.
            - Nie mów tak do mnie. Proszę.
            Krzysiek się uśmiechnął i gdzieś poszedł. Chyba po lekarza. Za chwilę do sali wszedł Andrea. Powitał mnie szerokim uśmiechem. Czy oni tu wszyscy są?
            - Co ty tu robisz? Powinieneś być z resztą w ośrodku. Niedługo zawody. Trzeba się szykować.
            - Jestem tu, bo jesteś częścią naszej rodziny. Wiesz, że jesteś dla mnie jak córka. Martwiłem się. W ośrodku zajmuje się nimi Giovanni i Andrea. Nakazałem iść na siłownię. Jak wrócimy to zaczniemy dopiero trening na sali. – próbował mnie uspokoić.
            - Dzień dobry, pani Zuzanno. Jak się dzisiaj czujemy? – do sali wszedł starszawy pan w białym fartuchu.
            - Kiedy mogę stąd wyjść?
            - Widzę, że już dobrze. Zaraz przygotuje wypis. Pielęgniarka zaraz panią odłączy.
            Po tych słowach podeszła do mnie miła pani. Miała może 40 lat. Odłączyła mnie od wszystkich aparatur i przyniosła moje rzeczy. Wzięłam je i poszłam się przebrać do łazienki. Kiedy wyszłam, przed drzwiami stali panowie z moim wypisem.
            - Cieszę się, że możemy już wracać do Spały. – powiedziałam, po czym odetchnęłam z ulgą.
            - Nie do końca. – przerwał mój entuzjazm Krzysiek. – Musisz jechać na komisariat, złożyć wyjaśnienia. Ja wiem, że nie jest to odpowiedni moment, ale on musi zostać ukarany. On się nie może wywinąć.
            - Dobrze. Pojedziemy. Nie ma najmniejszego problemu. Może nawet lepiej, że teraz. Będę mieć to z głowy.
            Wszyscy razem po opuszczeniu murów szpitala, skierowaliśmy się do samochodu Andrei. Wsiedliśmy i ruszyliśmy do Komendy Powiatowej Policji. Tam opowiedziałam wszystko funkcjonariuszom. Wszystko, co zostało w mojej pamięci. Podpisałam zeznania i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
            - Proszę jeszcze chwilkę zaczekać. – powiedział policjant, kiedy byliśmy już na korytarzu. Nie za bardzo wiedziałam na co mam czekać. Dopiero po chwili go ujrzałam. W oddali szedł on. Łzy leciały mi z oczu.
            - Andrzeeeej! – biegłam w jego stronę i rzuciłam się na niego. Nikogo widok mnie tak jeszcze nie cieszył. On odwzajemnił i równie mocno, a może i jeszcze mocniej mnie przytulił.
            - Jeszcze mam pytanie. Co ze mną teraz będzie? – dopytywał się Andrzej.
            - Jest pan całkowicie wolny. Zadbaliśmy o to, aby pan Bednarczyk nie złożył doniesienia. Niech pan zadba o narzeczoną. Jeszcze nie widziałem, aby ktoś z takim zaangażowaniem walczył o kobietę. Gratuluję narzeczonego.

            Uśmiechnęłam się szeroko. Nie chciałam prostować tego, że nie jest on moim narzeczonym. Podziękowaliśmy i razem z Krzyśkiem oraz Andreą wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do Spały. Siedziałam wtulona w Andrzeja całą drogę. Nikt się nie odezwał, a w tle po cichu leciała muzyka z radia. Co jakiś czas dostawałam pocałunki w czubek głowy. Teraz już jestem pewna. Kocham go.


_______________________________________________________
KOMENTARZ = MOTYWACJA

Jeśli czytasz - skomentuj. Będę wiedziała, że ktoś czyta <3